poniedziałek, 24 listopada 2008

I po diggin...





Bardzo udana imprezka. Dzięki wszystkim za przybycie, było ekstra miło. W lokalu szybko się zrobiło cieplutko mimo początkowych dysfunkcji systemu grzewczego i było gorąco do piątej nad ranem. Wielki szacun dla tych, którzy dotrwali do mojego seta o 4.20 i dawali radę skakać pod sufit przy b-more'owym remixie "Respect" Arethy Franklin. Wszyscy zagrali naprawdę w pytkę, trochę za długo ;), ale w pytkę. Oczywiście molestowałem kolegę Yaca o wrzucenie swojego seta do sieci po imprezie, w końcu poprzedniego z diggin party vol I słucham do dziś. Czy coś z tego wyjdzie? Mam nadzieję. Jak tylko się czegoś dowiem to od razu przypostuje. Tymczasem polecam posłuchać jego dubbed selekcji leżących na archive.org.




Po nieudanej walce z ochroniarzami po godzinie piątej udaliśmy się (niespodziewanie) w zacnym gronie do mej skromnej łazarskiej rezydencji, zjedliśmy trzy 1-2-3 pizze przyprawione parmezanem, spożyliśmy to i tamto po czym do godziny 8.30 rozmawialiśmy o grach fabularnych, iryskach, krówkach, importowanych sezamkach, malowaniu figurek warhammera, defensywnych deckach w Magic The Gathering i grach komputerowych (chyba). Nic o muzyce (chyba). Kolega funkoff (zdjęcie wyżej) poległ w fotelu przykryty błękitnym kocykiem z pobliskiego delfinarium zaś reszta spać nie mogła gdyż swoim wobblin bass aka "spię z wujkiem z drugiego końca Polski na weselu pod Suwałkami" chrapaniem raczył nas przemiły zawodnik zwany Eltronem Johnem (jego warhammerowe sekrety zabiorę ze sobą do grobu). Po udawanym spaniu udało się odprawić wszystkich do domów w różne krańce Polski. No, prawie wszystkich. Wujek Templer (odpowiedzialny za bugcity i hell hotel) jeszcze musiał pozamulać na łóżku z amerykańską wersją (podobno ważne) The Office zanim go wyekspediowałem (pierwszy raz w życiu użyłem tego słowa) do Łodzi. Natomiast super ziom Olgierd oddalił się dopiero dzisiaj, uprzednio przegrywając ze mną dwie partie w Scrabble (jestem najlepszy, for real) i oglądając uważnie brytyjski klasyk (z prawdziwie męskim w stylu 1971 roku Michaelem Cainem) "Get Carter".



Reasumując - bardzo udany weekend, ale mój energy bar jest naprawdę very low. Nawet potrójna kawa z całego garnucha nie klepie. Shit is real. Pozdrawiam wszystkich digginowiczów!

I na koniec dziadzia Funkoff, fan pizzy z samego dołu karty, i jego disco bangery. Filmik od Jagody!




Wszystkie zdjęcia autorstwa łebskiego Bebsa aka Bagetty.

Pzdr,
LedwoBuszkers

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

co do tych skrabli to mamy niedokończoną partię. mam nadzieję, że zasejwowałeś na kratce rozkład liter ;)

JuNouMiCrew pisze...

Dostawałes grubo po dupie, daj spokój. Z Olgierdem dałem radę wygrać mimo tego, że on w pierwszej kolejce ułożył "sumowaty" za 104. ;)

b

Anonimowy pisze...

chuja tam grubo. w każdej chwili mogę podjąć rękawicę, w każdym.