Wieść o śmierci jednego z najlepszych (a dla wielu najlepszego) na świecie perkusistów zastała mnie na kujawskiej działce, gdzie nie znając tragicznych informacji w dniu jego odejścia słuchaliśmy niesamowitych płyt Fela Kuti, które Tony współtworzył. Ostatnio dość często odpalałem płyty, na których pojawiał się bębniący wirtuoz z Lagos.
Nie zamierzam przepisywać biografii Allena - spokojnie możecie
poczytać o nim na wiki (dogłębna biografia po angielsku, a po polsku mamy tylko jego dyskografię)
Jeśli
ktoś nie miał do czynienia z jego twórczością to trzeba podkreślić, że urodził się w Lagos w Nigerii, niesamowitą karierę rozpoczął z innym
geniuszem - Fela Kuti i razem stworzyli podwaliny pod gatunek muzyczny afrobeat. Nagrali wiele niesamowitych płyt, których większość dostępna
jest na YT i platformach streamingowych.
"Jest taka legenda. Gdy w latach 70. Tony Allen odchodził z zespołu genialnego afrykańskiego kompozytora i muzyka Feli Kutiego, ten szukał zastępstwa, kogoś, kto mógłby swoją grą wywołać taką lawinę dźwięków, wyczarować tak gęste brzmienie. By je odnaleźć, Fela Kuti musiał ponoć zatrudnić aż pięciu perkusistów."
Dla mnie szczególnie niesamowite były jego eksperymenty z nowoczesną muzyką, których nie mogę nie wkleić - płyta z Moritz Von Oswald Trio (2015) czy nie tak dawno wydana 10" z Jeffem Millsem (2018). To niesamowite, że powstały one po siedemdziesiątce Allena (!).
Zdążył dokończyć też płytę z Hugh Masekela i kilka tygodni temu ukazał się album "Rejoice", z którego pochodzi poniższy niesamowity numer "Never (Lagos Never Gonna Be The Same)", który można zdecydowania uaktualnić do "World never gonna be the same without Allen and Fela"...
RIP Tony Allen (1940-2020)
groh
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz