niedziela, 17 lipca 2011

Sonar 2011

Bijąc się w pierś i przepraszając za letnie lenistwo, które prawie uśmierciło naszego bloga mamy dla Was wpis gościnny.

Jako, że lato kojarzy się głównie z festiwalami, których cała masa odbywa się w tym okresie zapraszamy Was do zapoznania się z wyjątkowo obszerną relacją naszej wrocławskiej koleżanki - VodkaTearz. Miała ona niebywałą okazję pojawić się na jednej z najsłynniejszych imprez dużego kalibru na Starym Kontynencie, czyli barcelońskim Sonarze.



Zresztą oddajmy Gosi głos/pióro/klawiaturę zostawiając oryginalną pisownie autorki:

"no tak..od czego by tu zaczac! skoro obiecalam ze zabraknie znakow to nie pozostaje mi nic innego jak wyczerpujaco zreferowac cos co moznaby opisac jednym slowem - ogien! heheh

pierwszy dzien troche szok ze we wroclawiu bylo cieplej, no ale za to nie dawali swiezych malzy prosto z muszli. niech no zerkne na program bo tyle sie dzialo ze juz nie pamietam co bylo kiedy. ok sklamalam, nie pamietam bo mieszkalam z 5 szkotami ktorzy non stop pili. wracajac ;) czwartkowy poranek zaczety na dachu hotelu barceloraval gdzie ekipa z boiler roomu nadawala audycje na zywo w radio nts. jakby tego bylo malo ze dawali mojito na sniadanie to nagle pojawil sie offshore z empecetka pod pacha i zagral goscinnego seta dla tych ktorzy moczyli nogi w basenie.
a potem juz tylko KOLEJKI KOLEJKI KOLEJKI. kolejki po akredytacje, po piwo, po hot doga, po siku itd itd... nie obrazajac wielbicieli toro y moi - straszne rzepolenie. dzieki bogu od razu po nich wpadl floating points i zagral najprzyjemniejszego letniego seta jakiego slyszalam, a zaraz po nim little dragon o ktorych przyznam sie uslyszalam tylko przy okazji tego ze graja na tauronie i POLECAM. wykon z tych co porywaja nawet jak ktos nie do konca gustuje w takiej muzyce na codzien. 

troche trudno poruszac sie w 40osobowej ekipie , szczegolnie gdy polowa jest glodna a polowa nie, dlatego brandt brauer frick nie widzialam zbyt wiele, aczkolwiek to co widzialam rzucilo mnie na kolana. w wersji orkiestrowej naprawde zapiera dech w piersiach.. wieczorem w razzmatazz chyba najwieksza impreza off sonarowa, ale przyznam ze poza room hessle audio sie nie wypuszczalismy. wpadlismy akurat na blawana ktory o 1.30 gral kawalki jak na mocno po szostej rano na jakims ciezkim rejwie w latach 90 (piona za zmylenie ludzi wesolym waleczkiem z wokalami brandy haha). pangaea zagral zdecydowanie najlepszego seta nocy, potem  ben ufo probowal poskromic troszke pijanego jacka z ktorym gral b2b ale oczywiscie jakis brutal przedwczesnie zapalil swiatlo 


w piatek rano druga czesc audycji nts, tym razem do jajecznicy piwko a na dekach goodhand z numbers i jacys lokalesi. sonar by day zawiodl scena complex, nie sposob bylo najpierw dostac sie a potem  oddychac na scenie triangle wiec musielismy odpuscic holy other i htdw :/ dj none z katowic zabral mnie na najwieksze i najtansze piwo swiata a potem zlapalismy kawalek zinca ktory ma najbardziej wiesniackie intro do setow jakie w zyciu slyszalam (dj zinc na melodie dzingla rinse fm). bardzo przyjemny live act zagral teebs, ale znowu wszyscy byli glodni i porwano nas na kolacje red bulla na ktorej serwowano mojito na przemian szampanem i winem, o czym wspominam tylko po to, aby z tego miejsca usprawiedliwic moja wzgledna absencje na piatkowym sonar by night :P co prawda bylam cialem a momentami nawet i dusza (swietny benji b i pearson sound) ale na secie aphexa zasnelam na stojaco :P a moze i dzieki bogu bo do 7 rano obowiazkowe oblezenie bumper cars ktore byly zdecydowanie najwieksza atrakcja festiwalu hahaha

jedynym powodem dla ktorego udalo nam sie zwlec z lozka przed 15 (odradzam powroty metrem, w ogole komunikacja z powrotem byla mocno problematyczna) byl set davida rodigana ktorego zlapalismy i tak tylko ostatnie pol godziny. tego sie nie da opowiedziec to trzeba zobaczyc i uslyszec, najchetniej z rumem i kola w lapie bujajac sie pod parasolem :) swoja droga, namiot red bulla to namocniejsza scena dziennego sonaru - po rodiganie cudowni electric wire hustle i illum sphere z jednym z najlepszych setow festiwalu (no i zbiorowe karaoke do idioteque). lwia czesc cosmina odpuscilismy na rzecz shangaan electro i DZIEKI BOGU! oszalelismy, po prostu oszalelismy.... nie bede sie nawet silic na slowa --> 

dlugo musielismy po tym uzupelniac plyny ;)) a potem do tych wstretnych piwnic i to tylko ze wzgledu na actressa. juz na unsoundzie wyjasnil ale teraz poza numerami z maze zagral jeszcze jakies blizej nieokreslone techniawki. nie wiem czy slowo "fenomenalny" juz zdazylo zasponsorowac te wiadomosc, ale lepszego okreslenia nie jestem w stanie wymyslic i jedyne co, to apeluje o podniesienie go co najmniej do potegi trzeciej

na deser tiger&woods ktorych przegapilam u nas i teraz juz wiem co mieli na mysli moi pijani znajomi esemesujacy serduszka z ich koncertu w polsce

do domu juz nie bylo co wracac wiec oddalismy sie dalszemu uzupelnianiu poziomu wody w organizmie, czego mysle zalowali wspolpasazerowie sonar busa kiedy towarzyszaca mi banda 40 nawalonych jak atomy szkotow i szkotek darla sie z tylnych siedzen "glasgooooooooooooooowwwwwwwwwwwwwww"
jak wpadlismy akurat konczyli africa hitech ale publicznosc chyba nie do konca skumala dramowa koncowke. udalo mi sie jeszcze wychwycic mistrzowski finisz shackletona i obawiam sie ze nie bede miala za wiele do powiedzenia ani na temat janelle monae, ani gaslampa ani bog wie kogo kto tam jeszcze gral bo cala noc spedzilam na scenie numbers, za uprzejmoscia ktorych z reszta sie na sonarze znalazlam, gdzie bylismy mocno zajeci zalepianiem firmowymi naklejkami wszystkich ludzi w zasiegu rak. jako czesc ekipy moze nie jestem zbyt obiektywna w ocenie, ale wystarczy spytac mary anne hobbs czy skreama ktorzy sami swirowali przy scenie. chociaz wszystkich widzialam juz w akcji nie raz to tym razem live act redinho powalil nas jak nigdy wczesniej, deadboy wspierany wokalem jessie ware zafundowal ludziom niezla lekcje historii garazu, a jackmaster zwyczajnie w zyciowej formie, hands down. ten czlowiek to zywa legenda :)
zdecydowanie polecam do odsluchu w domu, w klubie i na zywo czesto pomijanego czlonka numbers w osobie lory d.

potem szybciutko graty na ulubiona scene sonar CAR hahaha. tym razem sciezke dzwiekowa na bumperach zapewnial bok bok i lvis, i nie ukrywam ze footcrab byl zdecydowanie najabrdziej adekwatnym kawalkiem do jazdy. na koniec oficjalnej czesci sonaru, night slugs vs numbers ostateczne starcie a na dodgemach gwiazdorskie kompilacje - bok bok i g unit, deadboy i spencer, jack ze swoim bratem, ikonika ze swoim chlopem itd itd.. aczkolwiek mysle ze konkurs na najbardziej godne pozalowania siniaki zdecydowanie wygralam ja. niestety film krecony z perspektywy pasazera zaginal wraz z moim telefonem (i trzema innymi oraz portfelem deadboya) takze to wiekopomne starcie pozostanie zywe jedynie w szeptanych podaniach ;)
zamiast do lozka, poranek na plazy (niektorzy odpadli "przedwczesnie") ktory potrwal o kilka dobrych godzin za duzo , przystanek dom na "uzupelnienie plynow" i rozgrzewke (acdc, anthony shakir i chaka khan na jednej trakliscie) i ostatnie ogniwo lancucha - impreza luckyme w klubie becool. na dzien dobry okazalo sie za gaslamp killer jest secret gosciem (strasznie duzo on gada w trakcie setu eh), ale co z tego skoro hudson mo wyjasnil temat za trzech. set marzen, chyba go poprosze zeby zagral na moim weselu :) pamietam jeszcze bardzo przyjemnych the blessings i mojego absolutnego faworyta - machinedruma. nie mialam pojecia ze on spiewa? ani ze bede sie tak bawic do czegos co przypominalo skrzyzowanie rejwow z jukami hahah.. lando kala musielismy odpuscic po parunastu dobrych minutach bo chociaz serce rwalo to nogi mowily "nie maaa opppcccjiiiiiiiiiiiiiii"


poniedzialek i wtorek to juz zbieranie zwlok i zajadanie sie hiszpanskim jamonem i wszelkimi tapasami na ktorych spozywanie zwyczajnie nie bylo czasu. w srode na lotnisku juz nikt nie wciagal browarkow - to chyba znak czasow ;)

troche mi faktycznie zeszlo! chyba sie rozmarzylam i po prostu sama chcialam sobie przypomniec krok po kroku jak to bylo.. :) 2012 to formalnosc!
"

Wielkie podziękowania dla Gosi za tę relację, która nie pozostawia złudzeń, że podróże kształcą :)

a od piątku zapraszamy na równie ciekawy festiwal w Szczecinie - Boogie Brain. Na nim aż czterech reprezentantów U Know Me Records: Daniel Drumz, Envee, Good Paul i Teielte. Będzie się działo!

pozdrowienia,
groh

Brak komentarzy: